niedziela, 25 listopada 2012

Basen

Od bardzo dawna wybieraliśmy się na basen, tak dla relaksu i aby nasze kręgosłupy troszkę odsapnęły. W końcu w piątek udało się, zapakowaliśmy torby i pojechaliśmy. Po około godzinie chlapania, alarm. Alarm pożarowy. Udało mi się złapać kurtkę, aby się okryć, ale wiele osób wyszło tylko w strojach kąpielowych. Dostaliśmy koce, koce które wyglądały jak folia aluminiowa, tylko jeszcze cieńsza. Dawid psioczył na wszystkich, jak przy takich temperaturach na dworze (wieczór, temperatura bliska 0) można robić ćwiczenia. Moje wyjaśnienia mu nie pomagały, ale sama się zastanawiam, jak można dać rodzicom z małymi dziećmi "koc", który praktycznie nic nie dawał. Wiem, że nie pozwala aby ciało się oziębiło, ale żal mi było tych maluszków, które w pewnym momencie zaczęły płakać. My dorośli to dorośli, ale specjalnie dla takich maluchów powinni mieć coś dodatkowego, bo to były tylko ćwiczenia i nie staliśmy zbyt długo na tym zimnie, ale jakby to nie były ćwiczenia, co wtedy z tymi malcami? Może przesadzam, ale takie mam odczucia.
U nas weekend w domu, bo pada, a jak nie pada to wieje tak, że z domu się nawet nie chce wyjrzeć. Miłej niedzieli wszystkim życzę :)

niedziela, 11 listopada 2012

Jesień w Arlington

Wczoraj mimo przelotnych deszczy wybraliśmy się do niedalekiego Arlington Court. Deszcz padał tylko od czasu do czasu, a w między czasie można było załapać się na piękne i ciepłe promienie słońca, więc tym chętniej tam pognaliśmy. Tylko 20 min drogi od domu, a jaka różnica. Uwielbiam złotą jesień, taką skąpaną w słońcu, gdy liście mienią się różnymi kolorami, żółte, rude, czerwone, brązowe a nawet można spotkać jeszcze zielone drzewa. Totalne odprężenie, tylko ganiającego psa do szczęścia mi brakowało.






W piątek w pracy miałam interesującą rozmowę z koleżanką. Rozmawiamy, rozmawiamy i ona nagle pyta się mnie czy widziałam jakiś tam program w tv. Ja jej na to, że nie mamy tv.
- Słucham???!!!
- Nie posiadamy tv :)
Kobieta zaczęła się śmiać.
- Jak to nie macie tv!!!!??? U mnie to podstawa. W każdym domu jest tv. Jak możecie nie mieć odbiornika. To nie jest normalne.
- Dlaczego nie jest normalne? Mam radio, komputer. To nam wystarczy, a poza tym nie mamy czasu na oglądanie tv.
- To co Ty robisz po przyjściu do domu, kończysz pracę o 2 i co Ty z czasem robisz? Przecież są fajne programy itp.
- To samo mogę obejrzeć na internecie, oglądam to co chcę. A przecież często jest tak, że siedzisz przed tv i tylko przeskakujesz z kanału na kanał, bo nic nie ma dla Ciebie interesującego, nagle patrzysz, że to już 2 godz minęły, a Ty nic tak naprawdę nie obejrzałaś. 
- Zawsze znajdę coś do obejrzenia. Co Ty robisz z czasem?
- Jesteśmy młodym małżeństwem, a przed ślubem nie mieliśmy zbyt dużo czasu na to aby pobyć ze sobą. Potrzebujemy pobyć ze sobą, porozmawiać, tv tylko to utrudnia. Mam siedzieć przez cały dzień przed tv i patrzeć jak dni przelatują mi przez palce?
- Ja ze swoim jestem już 17 lat, czasem to nawet nie mogę na niego patrzeć? Magda, zabieram Cię dziś do comet'u i kupuję Ci tv.
- Nie dziękuję. Jak mąż mi się znudzi to kubie sobie tv. Ale to jeszcze nie teraz, może za kolejne 20 lat. A Ty ile masz odbiorników? 
- Tv mamy w każdym pomieszczeniu.
- Czyli ile? W sypialni też?
-Wszędzie. W sumie 6. 
- 6???? To w takim razie masz ten jeden,który do mnie by należał, gdybym go kupiła. Komputer mi wystarczy.
- Magda, ja wiem to Twoje życie, ale to smutne. Ja tego nie rozumiem. To jest smutne.

I teraz Was się pytam, co jest smutniejsze, to że zamiast tv to korzystam z komputera, czy to, że w każdym pomieszczeniu w domu jest odbiornik tv? Jeśli mam ciekawsze rzeczy do zrobienia, odpoczywam w inny sposób, niż inni, bo ja wolę wsiąść w samochód i pojechać gdziekolwiek, byle nie siedzieć w domu. A ona ma tv wszędzie, chyba tylko nie w toalecie, sypialnia, salon, kuchnia, pokoje dzieci. Nie mówię, że do końca życia nie będę miała tv, bo w pewnym momencie życia, w końcu zakupimy to, może za 20 lat. Ale denerwuje mnie to, że ktoś ocenia moje życie przez pryzmat swojego. Wiem, że przez oglądanie różnych programów mogę poprawić swój angielski, ale na internecie to ja decyduję co obejrzę, lub czego nie obejrzę, nikt nie narzuca mi jaki program jest w danym momencie modny. Zawsze mogę jeszcze poczytać Was, zobaczyć co u Was słychać. A tak poza tym to zostają jeszcze książki, a o nich wielu ludzi, szczególnie w tym kraju zapomina.
Miłej niedzieli Wam życzę.
Buziaki

sobota, 10 listopada 2012

Bath

Ostatni dzień w podróży spędziliśmy w Bath. Niestety nie udało nam się zostać tam na noc ze względów finansowych - nie było w miarę taniego noclegu, a ja niestety nie śpię na pieniążkach i 100 funtów za noc to chyba ciut za dużo. 
Fakt jest taki, Bath jest pięknym miejscem i wartym odwiedzenia, zostania tam choćby na kilka godzin. 


Nasze zwiedzanie zaczęliśmy od  Royal Victoria Park, tam bowiem znaleźliśmy miejsce parkingowe, ale auto może tam pozostać max 4 godziny, więc później należy wrócić i przedłużyć postój. Szczęśliwie się trafiło, że naszą Żabę (auto jest zielone ;P) zostawiliśmy tuż przy Royal Crescent, więc jeden z punktów do zobaczenia mogliśmy odchaczyć.


Royal Crescent

 Następnie korzystając z przewodnika i ustawionych wszędzie znaków, chcieliśmy zobaczyć słynny The Circus. Wg informacji z przewodnika była to pierwsza ulica w kształcie okręgu. Zbudowany jest z trzech odrębnych segmentów, w których w sumie znajdują się 33 domy.  


The Cirkus



 Odnaleźliśmy również Jane Austen Centre. Nie jestem jej straszną fanką, ale bardzo chciałam tam pójść. Niestety po wizycie mam bardzo mieszane uczucia, nie tylko ja, Dawid również. Cena biletu nie jest warta ekspozycji. 7,50 to zbyt dużo za 10 minutową prezentację drzewa genealogicznego pisarki i kolejnych 20 minut spacerku po tym domu. Jest również mała salka kinowa, gdzie wyświetlano film, można się przysiąść w każdej chwili. Plusem wizyty w tym miejscu jest możliwość przebrania się w stroje z epoki. Sukienki są wykonane w formie fartuszków, które wiązane są na plecach. Mają również dobrze zaopatrzony sklepik z pamiątkami, ale niestety ceny niektórych przedmiotów uważam, że były zbyt wysokie.
 

Jane Austen Centre



Później był już tylko spacer po Bath.






Tutaj u pewnej Pani sprzedającej różnego rodzaju herbaty, kubki, filiżanki itp, znalazłam i zakupiłam na pamiątkę herbatę zapakowaną w drewniane pudełko. Mój mąż dopiero zorientował się, że opakowanie wykonane jest z drewna, dopiero po powrocie, gdy siłowałam się aby to otworzyć. Przez cały czas myślał, że jest ono tak zrobione, aby przypominało małą skrzynkę, a tak naprawdę jest zwykłym tekturowym opakowaniem :) Później usłyszałam: dlaczego nie wzięłaś więcej??? :)



 Zależało mi również aby wybrać się na Pulteney Bridge. Jest to bardzo uroczy most, na którym znajdują się różne sklepiki. Jest tam również mała kawiarenka, w której można zamówić kawę i zjeść słodkie małe co nieco, i przy okazji podziwiać piękny widok. Osobiście polecam karmelowe latte i cytrynowa bezę, mniam :)



 Widok na Pulteney Bridge


 Widok z kawiarenki znajdującej się na moście


 Bezy -  jedna czekoladowa, a ta jasna cytrynowa


 





 Jedna z witryn sklepowych


Przedłużając postój naszej Żaby, spotkaliśmy pana, który dokarmiał wiewiórki. Zrobił tylko szuszuszu, a one przybiegały, dostawały po orzechu i uciekały, a jak się ścigały między sobą. Widok niesamowity, nigdzie jeszcze nie widziałam tak dużo wiewiórek. Sama chyba będę musiała kiedyś spróbować.



I to by było chyba na tyle, cztery dni w czterech postach. Nowe miejsca, mnóstwo przebytych na piechotę kilometrów. Nie pamiętam kiedy ostatni raz czułam się tak odprężona i zadowolona z tego co mnie spotkało w te kilka dni. Już tęsknię do następnego urlopu :)

piątek, 2 listopada 2012

Ostatni dzień w Bristolu

W środę w końcu udało nam się wybrać na most, Clifton Suspension Bridge. Spacer był długi, ale wart bolących nóg. Sam widok robi wrażenie. Zobaczcie sami.








W informacji turystycznej, która znajduje się po drugiej stronie mostu, można znaleźć wiele ciekawych informacji na temat budowy mostu, jej przebiegu, pamiątkowe żetony, które należało kupować aby przejść przez most. Obecnie tylko kierowcy muszą zapłacić za przejazd, a przejście dla pieszych jest za darmo.




Po zasileniu naszych akumulatorków, wybraliśmy się na kolejny spacer po mieście. Spotkaliśmy dwa goryle, które w 175 rocznicę otwarcia Bristolskiego Zoo zostały umieszczone w różnych miejscach miasta. My spotkaliśmy te dwa:


Później przeszliśmy się centrum miasta, znajdując piękny budynek Uniwersytetu.



Zaszliśmy również do Muzeum, które znajduje się tuż obok Uniwersytetu. Jest ono podzielone na Egipt, dinozaury, różnego rodzaju małe i duże minerały oraz zwierzęta. 













Odnaleźliśmy też wieżę, Cabot Tower. Stoi sobie w środku miasta, a z jej góry widać całe miasto, oczywiście jak pogoda pozwala. Nam niestety nie pozwoliła, ale warto było się wspiąć i popstrykać, chociaż wiało dosyć mocno.







A na sam koniec poszliśmy na Nelson Street i Quay Street. Ulica ta słynie z Graffitti.





Tats Cru - Welcome to Bristol



Nick Walker - Pouring Paint





 Aryz - Dog




El Mac - Mother and Child